środa, 2 października 2013

Horror, horror - dopisek po czasie

Wpadł mi w ręce tom pokonferencyjny "Przyszłość Europy a problem z wartościami". Konia z rzędem temu, kto znajdzie w nim choćby wspomnienie wystąpienia prof. T. Sławka...

poniedziałek, 12 kwietnia 2010

Horror, horror

Z obowiązku służbowego zmuszonym był spędzić dzisiaj dobrych kilka godzin na międzynarodowej konferencji "Przyszłość Europy a problem z wartościami". Sam fakt, że konferencja nie została w kontekście ostatnich wydarzeń odwołana jest dla mnie powodem pewnego dyskomfortu moralnego - choć na szczęście część zapowiedzianych mówców odwołała swoje wystąpienia, a część (w tym jeden WCz Senator RP - chwała mu za to) powiedziała tylko kilka słów nawiązujących do sobotniej tragedii.
Część wystąpień była retorycznie świetna - dr Jan Olbrycht jest świetnym mówcą, choć niespecjalnie mogłem się z jego wypowiedziami zgodzić - szczególnie, kiedy usiłował wmówić mnie i zebranym, że zgodnie z nauką Kościoła przyjmując godność ludzką za wartość automatycznie trzeba odrzucić karę śmierci, natomiast aborcję niekoniecznie. Najciekawszy wykład wygłosił kultowy za czasów moich studiów (a później pewnie też) literaturoznawca z inklinacjami ku filozofii - prof. Tadeusz Sławek. Nie streszczę całego wystąpienia profesora Sławka, zaznaczę tylko pewne tezy, które są istotne dla zrozumienia przerażenia, które zaznaczyłem w tytule wpisu, a którego powodem była dyskusja po rzeczonym wystąpieniu. Tezy te można ująć następująco -
  1. Ameryka się skończyła jako "dobre państwo" (choć nie jako "państwo wielkie") i jej rolę może przejąć Europa, tyle, że Europa nie ma póki co nic do zaoferowania egzystencjalnie - nie jest bowiem inspirująca (Riffkin); 
  2. Europa jest miejscem, w którym politycy chcą przejąć miejsce filozofów i zajmować się formułowaniem (a zapewne i egzekwowaniem) obowiązującej aksjologii
  3. Istnieje - w kontekście nauczania - potrzeba zdefiniowania pojęcia "użyteczności", które to pojęcie, wykorzystywane przez biurokratów stanowi potężne i niebezpieczne narzędzie do definiowania priorytetów w nauce.
W dyskusji głos zabrało paru profesorów z instytucji okołounijnych, których personalia z litości pominę. Obaj dość obcesowo zaoponowali, używając mocno paternalistycznego tonu. Pierwszy zdziwił się, że można Europie zarzucać brak zdolności inspirowania, bo "przecież, jeśli jakieś państwo ma problemy, to drugie mu pomaga" (sic!). Tenże zarzucił również filozofom chęć definiowania tego, czego on nauczył się w gimnazjum i nie rozumie, w czym problem. Drugi natomiast rzekł, że zaproponowany namysł jest zbędny i "że trzeba młodym pokazywać jak działa demokracja, administracja i biurokracja".
Rozumiecie - panaceum na egzystencjalne problemy Europejczyków jest biurokracja. Toż projekty nazistowski i komunistyczny samodefiniowały  się mniej prymitywnie.

środa, 24 marca 2010

Cytat na dziś

"[...] wybierający mniejsze zło bardzo szybko zapominają, że wybrali zło. [...] Akceptacja mniejszego zła jest świadomie wykorzystywana do warunkowania urzędników i całego społeczeństwa do akceptacji zła jako takiego" - wprawdzie Arendt pisała te słowa w kontekście niemieckiego totalitaryzmu, ale czyż nie są aktualne?

niedziela, 14 marca 2010

Czy na pewno warto?

"Warto rozmawiać?" Ostatni program Jana Pospieszalskiego jest kolejnym dowodem na to, że wcale niekoniecznie. A może nawet, że czasami warto nie rozmawiać. Program pozornie traktował o tym, czy "mowa nienawiści" jest pretekstem do kneblowania ust chrześcijan. Chodziło oczywiście o absurdalny i nielogiczny zupełnie wyrok w sprawie Alicja Tysiąc vs. Gość Niedzielny. Na temat samego wyroku wiele już napisano i póki nie mam dostępu do uzasadnienia wyroku nie mam zamiaru znęcać się nad sądem jeszcze bardziej. Jeżeli jednak uzasadnienie będzie podobnie wysokich lotów jak to z niższej instancji, będzie to kolejny przyczynek do dyskusji nad kondycją intelektualną i moralną polskiego sądownictwa. Jeśli znajdą się w nim pouczenia o typie dyskursu, który może prowadzić Kościół (takiego naruszenia zasady niezależności państwa od Kościoła - która to zasada, poniekąd, powinna działać również w drugą stronę - jeszcze w Polsce nie było, chociaż za granicą to i owszem), będzie jeszcze gorzej. Ale dość.

Napisałem, że pozornie temat dotyczył spraw powołujących się na niedopuszczalność "mowy nienawiści" a dotyczących tak naprawdę wolności słowa. Ciekawe, prawda? W wolnym kraju ktoś arbitralnie uznaje, że o czymś wolno pisać i mówić tylko i wyłącznie w jeden określony sposób. Ale znowu nie o to chodzi. Przynajmniej mnie chodzi m.in. o to, że o dopuszczalności mordowania dzieci w łonie ich matek, zwanej eufemistycznie aborcją rozmawiać nie warto. Kiedyś świetnie ujął to Janusz Korwin-Mikke (mimo, iż w tej chwili nie jestem jakimś jego wielkim fanem) - nie będziemy dyskutować o tym, czy wolno zabijać dzieci (jeśli uznajemy płód za człowieka - choć to oczywista tautologia) ani o tym, czy kobiecie wolno sobie obcinać paznokcie (jeśli jest to tylko nieznacząca część ciała kobiety). Trudno odmówić racji takiemu rozumowaniu, choć samo w sobie nie rozwiązuje ono problemu, ale - zupełnie słusznie - przenosi go na zupełnie inny poziom.

O tym, że zupełnie nie warto rozmawiać świadczyła postawa dwu uczestników dyskusji - prof. Hartmana, który z wyżyn swej mądrości nie pozostawiał nikomu szansy na sensowną polemikę z jego poglądami (no któżby śmiał dyskutować z profesorem!) i Tomasza Jastruna, który stosował znaną z niektórych gazet codziennych metodę dyskusji, polegającą na tym, że opinie, z którymi się nie zgadzał kwitował nazwaniem ich "absurdem" bez najmniejszej próby wyjaśnienia, czemuż absurdalne są. Absurdalne jest np. porównywanie aborcji do holocaustu. Jeśli zdefiniujemy "holocaust" (wbrew źródłosłowowi) jako "zbrodnię polegającą na zamordowaniu wielkiej grupy ludzi tylko i wyłącznie dlatego, że do tej grupy należą" - aborcja jest holocaustem (świadomie z małej litery, bowiem, czy chcemy czy nie, ten z wielkiej dotyczy jednego konkretnego "holocaustu"). Przecież nie ma znaczenia, czy mordujemy w komorach gazowych (zaiste, ten sposób egzekucji wydaje się humanitarny w porównaniu do wysysania mózgu, ćwiartowania żywcem etc) czy w gabinecie lekarskim. Swoją drogą ciekawa analogia - idącym do komory gazowej mówiono, że są to łaźnie, a kobieta na morderczej wizycie jest "u lekarza". Okłamujemy ofiary, żeby łatwiej było dokonać egzekucji. Nie ma znaczenia, czy grupę zdefiniujemy posługując się narodowością, umiejętnościami, kolorem oczu, wielkością nosa, wiekiem, rozmiarem etc. Nie ma znaczenia motyw zbrodni. Nic, poza samą zbrodnią.

Tyle na dziś.